czwartek, 26 marca 2015

Rozdział 9

*****


 Zaraz do pokoju wpadła Sara.
- Zbieraj się!
- O co chodzi? - spytałam skołowana.
- Idziemy na dyskotekę trzeba ci kupić sukienkę. - pisnęła radośnie i wyciągnęła mnie z ośrodka.
- Sara daj spokój pójdę w spodniach. - odparłam.
- Nie ma mowy.
- Ale ja nie mam kasy. - szukałam dalszych wymówek.
- Co ty gadasz? Są na przecenie na 5 euro. Już nawet ci jedną upatrzyłam.
- To dlatego tak długo nie wracałaś. - dałam jej kuksańca.
- No przecież!
Zaśmiałyśmy się. Kilka minut później stałyśmy pod niedużym sklepem z odzieżą. Weszłyśmy do środka.
- Witam w czym mogę pomóc? - powiedziała sprzedawczyni szeroko się uśmiechając.
- Ma pani tą sukienkę, którą prosiłam, żeby przechować? - spytała moja BFF.
- Oczywiście, chcesz ją przymierzyć?
- Właściwie to ona jest dla niej. - powiedziała Sara wskazując na mnie.
- A więc zapraszam do przymierzalni.
Znowu się uśmiechnęła. Weszłam do kabiny i odwinęłam z folii sukienkę.
- Jest przepiękna. - szepnęłam do siebie.
Rzeczywiście była. Miała kolor czarny z wszytymi cekinami u góry i paskiem. Z tyłu miała rozcięcie w kształcie 'V'. Założyłam ją na siebie i okazało się, że pasuje idealnie. Wyszłam z przymierzalni. Widząc mnie moja przyjaciółka złapała się za głowę.
- OMG wyglądasz niesamowicie! - krzyknęła uradowana.
- Dzięki. - odparłam.
- No moja droga. Leży na tobie tak świetnie, że mogę zejść z ceny na 4 euro.
- Bardzo pani dziękuję. - powiedziałam i wróciłam przebrać się w normalne ciuchy.
Położyłam na ladzie pieniądze i obydwie wyszłyśmy szczęśliwe. Wróciłyśmy do pokoju po czym Sara stwierdziła:
- Trzeba ci zrobić jakąś fryzurę.
Złapała pasmo moich włosów.
- Już i tak wystarczająco dużo dla mnie zrobiłaś. - powiedziałam, ale ona i tak została przy swoim.
- Do dyskoteki zostało pół godziny. Mam nadzieję, że wyrobimy się ze wszystkim.
Gdy skończyła podeszłam do lustra w łazience i zamarłam. Na głowie miałam ślicznie ułożonego koka, a po obu stronach grzywki spadało po jednym krótkim paśmie. Całość doprawiała srebrna spinka przyczepiona po prawej stronie.
- Ślicznie wyglądasz. - powiedziała podając mi sukienkę. - A teraz wkładaj.
Posłusznie zrobiłam to, o co mnie prosiła, a chwilę później obydwie miałyśmy na sobie sukienki (Sara przywiozła swoją na obóz). Podeszłam do lusterka i zrobiłam sobie cieniutki kreski eyelinerem.
- Gotowa?
- Gotowa.
Tak też poszłyśmy w stronę oddzielnego budynku, w którym miała się odbyć dyskoteka. Wszyscy stali na dworze, bo było jeszcze dosyć wcześnie i nie było chłodno. Zauważyłam stojącego obok drzewa Paula, który trzymał w ręku telefon.
- Leć. - szepnęła Sara i popchnęła mnie do przodu.
Podeszłam do niego od tyłu i zakryłam mu oczy.
- Zgadnij kto to. - zachichotałam.
- Hmmm no nie wiem. Mogę zgadywać?
- Możesz.
- Sara?
- Nie.
- Sylvia?
- Nie.
- Grace?
- Nie. - byłam coraz bardziej zażenowana.
- Kait?
- Bingo! - krzyknęłam i zabrałam ręce z jego twarzy.
- Wiedziałem, że to... WOW ale pięknie wyglądasz. - powiedział wbijając we mnie wzrok.
- Dziękuję, ty też niczego sobie. - odparłam.
Cały czas nie mógł oderwać ode mnie wzroku.
- Chyba zostałam oficjalnym eksponatem muzeum. - zaśmiałam się, a on przestał się tak gapić.
- Przepraszam, po prostu wyglądasz nieziemsko. 
Zgiął rękę w łokciu, za którą chwyciłam i ruszyliśmy w stronę najbliższej ławki.
- Zapomniałam wziąć swetra. - pomyślałam, gdyż powiało chłodem.
- O czym myślisz? - spytał nagle.
- O tym, że powinnam wrócić po sweter. 
Wstałam z miejsca, ale Paul złapał mnie za rękę.
- Nie musisz. Dam ci swoją bluzę. - powiedział i zdjął z siebie nakrycie, którym mnie okrył.
- Ale teraz tobie będzie zimno. - próbowałam zostać przy swoim.
- Księżniczki są tego warte.
Puścił do mnie oczko. Jego bluza była taka ciepła i pachniała nim. Była trochę za duża, ale nie przeszkadzało mi to. Położyłam głowę na ramieniu Paula.
- A ty o czym myślisz? - spytałam.
- O tobie. - wyszeptał.
- Do prawdy? 
Podniosłam głowę.
- Jakże by inaczej. - powiedział i przytulił mnie do siebie. - Cieszę się, że przyszłaś.
Po raz pierwszy czułam się na prawdę szczęśliwa. Wiedziałam, że komuś na mnie zależy i mam przed sobą równą osobę. Nagle obok krzaków zobaczyłam postać, która nam się przyglądała. Zbliżała się w naszą stronę i już z oddali można było po głosie poznać kto to.
- Paul co ty robisz?! - powiedział i odciągnął mnie od niego
- O co ci chodzi? To już nawet nie można się przytulać? - warknął do Philipa, który miał w oczach łzy wściekłości.
Po raz pierwszy zobaczyłam taką sytuację. Teraz już nie wiedziałam po czyjej stałam stronie. Phil wyglądał na ubolewającego i miałam wrażenie, że zaraz jego łzy się wydostaną, natomiast Paul był pewny siebie, jakby zawsze szło po jego myśli. W tym momencie Philip oberwał z pięści od Paula. Pierwsza łza kapnęła z jego oka. Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, jeszcze silniej niż poprzednim razem.
- Wybacz mi. - szepnął.
 Z jego nosa ciekła krew. Zauważyłam, ze Paul przygotowuje się do zadania dosyć silnego kopniaka.
-NIE! - krzyknęłam i ustawiłam się przed Philipem zasłaniając go.
Poczułam, jak coś z wielkim impetem uderzyło w mój brzuch. Obraz zaczął się zamazywać i straciłam orientację. Obudziłam się w szpitalu.
**********************************************************************************************************
To już 9 :) bardzo cieszy mnie, że ktoś to czyta. Na prawdę jestem wam bardzo wdzięczna. Cóż mogę jeszcze powiedzieć... Do zobaczenia w kolejnych rozdziałach :D

środa, 25 marca 2015

Rozdział 8

*****


 Z racji, że dziś miała się odbyć dyskoteka, trener odwołał nam popołudniowe zajęcia. Mieliśmy więcej czasu dla siebie. Wróciłam z Sarą do pokoju, po czym zabrałam się za mycie włosów, natomiast moja BFF rozwaliła się na łóżku i zaczęła czytać. Wyszłam z łazienki, z turbanem na głowie, rozplątałam go i rozdzieliłam mokre włosy na dwie części.
- Sara, widziałaś może suszarkę?
- Tak, wybacz. Pożyczałam i położyłam u siebie na walizce.
Podeszłam do miejsca wskazanego przez kumpelę i podniosłam sprzęt, a następnie zabrałam się za suszenie włosów. Odkąd posiadałam grzywkę i cieniowane włosy dosyć często musiałam używać prostownicy, ale nie wpływało to na nie zbyt niszcząco. Nagle nasze drzwi się otworzyły. Stał w nich Paul. Sara podniosła oczy z nad magazynu, a ja wyłączyłam suszarkę.
- Przepraszam. Pukałem ale... chyba nie usłyszałyście. - powiedział wskazując kciukiem na drzwi.
- Paul ja chyba nie chcę iść na tą dyskotekę. Powiem, że źle się czuję czy coś...
Spojrzał na mnie załamany.
- Dlaczego? To moja wina?
- Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu ja serio nie mam ochoty.
 Prawda była taka, że nie miałam ochoty się bawić. Wolałam zaszyć się gdzieś w kącie i odciąć się od całego świata.
- Może poszedłbyś z Sarą? 
Zanim przeanalizowałam to, co właśnie powiedziałam dostałam kopniaka od przyjaciółki. Teraz obydwoje patrzyli na mnie jak na psychiczną.
- Ja nie chcę iść z żadną inną dziewczyną. - powiedział. - Jeśli ty nie idziesz, to ja też zostanę.
- Paul nie...
- Ani słowa. Nie ruszę się stąd do puki nie zgodzisz się pójść. - stanął na baczność i  zasalutował.
- Dostaniesz odpowiedź godzinę przed dyskoteką.
Zrobił minkę słodkiego pieska, biorąc mnie na litość.
- Pewna jesteś? - zamrugał oczkami.
- Na 101%. - nie uginałam się.
- No ok, to nie będę ci tym truł głowy. Tak w ogóle co robicie?
- Czytam! - krzyknęła Sara podnosząc rękę do góry, jakby chciała się zgłosić do odpowiedzi.
- A Pani Kaithlyn?
- Męczę się z tą szopą na głowie. Wcale nie chce się kręcić. - powiedziałam próbując rozczesać kolejne pasmo włosów.
Paul podszedł do mnie.
- Nie ruszaj się i usiądź na podłodze tyłem do łóżka.
- Co chcesz zrobić? - propozycja wydawała mi się niezbyt kusząca.
- Zaufaj mi.
Kolejny raz zaraził mnie uśmiechem. Zrobiłam tak jak kazał i po chwili poczułam jak bierze się za moje włosy. Nie bolało jak je rozczesywał. Kiedy skończył poczułam, że coś się zmieniło. Podeszłam do lusterka, które znajdowało się w łazience.
- Od kiedy chłopcy umieją robić warkocze? - spytałam będąc w lekkim szoku.
- Taka tam magia. Chodzę do Hogwartu to można mi naskoczyć - zaśmiał się.
Sara podniosła rękę nad głowę, po czym skierowała ją w stronę Paula.
- Avada Kedavra! - krzyknęła i po sekundzie wszyscy nawalaliśmy się poduszkami. Nieoczekiwanie ktoś zapukał do drzwi. Podniosłam się z podłogi i je otworzyłam. Gdy zobaczyłam kto w nich stoi oblała mnie fala wściekłości.
- Philip?! Co tu robisz? - powiedział Paul jakby zobaczył ducha.
- Przyszedłem w odwiedziny, a co? Nie można? - uśmiechnął się szyderczo.
- Nikt cię tu nie zapraszał. - zawtórowała Sara nawet nie podnosząc na niego wzroku.
- Katie proszę, pogadajmy. 
Teraz malowała się na nim skrucha i prośba o wysłuchanie.
- Zaraz wracam. - skierowałam się do osób siedzących wewnątrz pokoju i wyszłam na korytarz zamykając drzwi.
- Ile razy będziesz tu jeszcze przychodził? - powiedziałam zrezygnowana i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Tyle ile będzie trzeba. 
W jego oczach widziałam smutek i poczułam, że... został oszukany.
- Po co? Co chcesz udowodnić? 
- Tłumaczyłem ci już. Paul mnie oszukał. Gdybym wiedział, że to nieprawda nigdy bym się tak nie zachowywał w stosunku do ciebie.
Przyjrzałam mu się uważnie. Na jego policzku zauważyłam ślad po wczorajszym uderzeniu, które mu zadałam. Zauważył, że się temu przyglądał i zakrył policzek. 
- To nic. - powiedział.
- Ja nie chciałam, ale nie zostawiłeś mi wyboru. - wybraniałam się.
- Skoro nie możemy być przyjaciółmi przynajmniej mi wybacz.
Uklęknął przede mną.
- Wstań i się nie wygłupiaj, bo to nie poprawia twojej pozycji. - odparłam z cieniem wyższości.
- To jak? Wybaczysz mi?
Zbliżyłam usta do jego policzka.
- Nigdy. - wyszeptałam i wróciłam do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.
Osunęłam się po nich w dół i schowałam głowę w kolana. Nie zbierało mi się na płacz. Byłam wściekła.
- Wszyscy tacy sami. - wyszeptałam i położyłam się na łóżku.
Telefon Sary się odezwał.
- Halo? Mama? Zaczekajcie chwilę. - powiedziała i wyszła z pokoju.
Zostałam z Paulem sama, z resztą nie po raz pierwszy. Leżałam tak wpatrując się w sufit i wcale nie zwracając na niego uwagi. Gdy zorientowałam się, że leży obok mnie mało nie spadłam z łóżka. Dziwnie to wyglądało, ale w sumie fajnie było tak sobie posiedzieć w milczeniu. Mijały kolejne minuty, a mi zaczęło się nudzić. Obróciłam się do chłopaka.
- Nudno.
- Fakt. Co robimy.
- Nie mam zielonego pojęcia. - odparłam i położyłam ręce za głowę.
- Masz jeszcze dwie godziny. - powiedział Paul patrząc na zegarek.
- Nie wiem czy się wyrobię. Nawet nie wiem jak się dziś czuję.
Odwróciłam się do niego plecami. Nagle jego ręka oplotła się wokół mnie.
- Teraz lepiej? - spytał przyciągając mnie do siebie.
W sumie było lepiej. To uczucie było dziwne, ale przyjemne. Czułam jego ciepło, jego troskę, wiedziałam, że chce się mną opiekować. Objęłam jego rękę swoją i podkuliłam kolana.
- Dobra, pójdę na tą dyskotekę, jeżeli tak bardzo ci zależy. - powiedziałam i podniosłam się z łóżka.
- Tak! DziękiDziękiDziękiDziękiDzięki i jeszcze raz DZIĘKI! - krzyczał i skakał z radości. 
- To widzimy się za niedługo. - powiedziałam, ale on już był w drodze do swojego pokoju.
************************************************************************************************************
Rozdziały są krótkie, ale wybaczcie mi to :C Ostatnio przeżywam ciężkie chwile w moim życiu i staram się to naprawić, ale nie chcę Wam zatruwać tym głowy. Zachęcam do dalszego czytania i serdecznie pozdrawiam.

wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 7

*****


 Chciałabym zadedykować ten rozdział jednej z osób, które są w moim życiu najważniejsze. Dzięki, że jesteś Lena. 
 Even when it's torught,       
 you gotta stay strong. 
          ~ Bars & Melody
**************************************************************
 Byłam zestresowana następnego dnia. Wieczorem miała być dyskoteka, na którą zostałam zaproszona. W co miałam się ubrać? Jak się zachowywać? Tego rodzaju myśli chodziły po mojej głowie. Mój telefon zawibrował. Dostałam powiadomienie na facebooku i była to wiadomość od Philipa.
*Przepraszam za wszystko. Spotkajmy się pod altanką przed obiadem*
Co on sobie wyobrażał?! Że tak po prostu mam wybaczyć mu to, jak mnie wyzywał? To było nie do przyjęcie, ale potraktowałam wiadomość jako wyzwanie. Tuż po rannym treningu udałam się pod 'mój drugi dom' i założyłam na głowę kaptur. Chwilę później zjawiło się "to coś".
- Hej, jednak przyszłaś.
- Streszczaj się, nie mam dużo czasu. - powiedziałam zdając się na najbardziej oschły ton i zimne spojrzenie.
Chłopak aż się wzdrygnął.
- Nie wiem jak mam ci to powiedzieć. Zostałem oszukany i ja... ja nie wiedziałem, że to nie prawda. Proszę wybacz mi.
- Jak to zostałeś oszukany? - odparłam mniej chamsko
- Paul mi powiedział, że ty każdego wykorzystujesz,  potem łamiesz mu serce i... że mówiłaś coś na temat moich rodziców.
 Tego było już za wiele. Paul nigdy nie powiedziałby czegoś równie idiotycznego. Zaczęłam płonąć z wściekłości.
- Wiesz co? Nie zasługujesz nawet na to, żeby na mnie patrzeć. Jesteś taki sam, jak wszyscy!
 Wymierzyłam mu siarczysty policzek i uciekłam pozwalając, aby moje łzy do woli spływały na ziemię. Zamknęłam się w pokoju i uwaliłam na łóżko.
- Przestań się mazać! Musisz to wyjaśnić. - szepnęłam sama do siebie i poszłam pod pokój, w którym mieszkał Paul.
Zapukałam do drzwi. Otworzył je Mike.
- Witaj, ty do...?
- Paula. - odpowiedziałam jak najbardziej pospiesznie.
- E Paul! Jakaś lasia do ciebie. - krzyknął i zaprosił mnie do środka.
- Zaraz wyjdę! - odkrzyknął głos z łazienki.
- To ja wam może nie będę przeszkadzał. - powiedział Mike z uśmiechem i wyszedł z pokoju.
Pięć minut później z łazienki wyszedł Paul. Wyglądał na mile zaskoczonego, że przyszłam.
- Katie, miło, że wpadłaś. - powiedział kończąc wciąganie na siebie koszulki.
- Muszę cię o coś zapytać...
- A więc słucham? - mówił tak samo radosnym głosem.
- Chodzi o Philipa.
W tym momencie mina mu zrzedła. 
- A co chcesz wiedzieć?
- Podobno mówiłeś w moim imieniu dziwne rzeczy o nim i jego rodzicach. Czy to prawda? - spojrzałam na niego z nadzieją, że to co mówił Phil było kłamstwem.
Uśmiechnął się i podszedł do mnie tak blisko, że dzieliło nas zaledwie parę centymetrów. Chwycił mnie za ramiona.
- Kaithlyn, czy ja był cię okłamał?
Nie miałam pojęcia co mam zrobić. Poczułam, jak bije od niego ciepło i wiedziałam, że mówi prawdę.
- Nie... - odparłam niepewnie.
- No więc? Rozumiem, że nie ma problemu? 
Na jego twarzy znów widać było odsłonięte zęby.
- Nie. - powtórzyłam i mocno go przytuliłam.
Do pokoju wpadł Mike.
- Nie chcę wam przerywać, ale za chwilę będzie obiad. - powiedział i tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął.
Wraz z Paulem ruszyłam korytarzem prowadzącym na stołówkę. Od czasu do czasu dotykał mojej ręki, ale pewnie przypadkiem. Nie, żebym była mściwa, ale dobrze było widzieć zawiedzioną twarz Philipa, gdy zobaczył nas idących razem.
**********************************************************************************************************
Rozdział króciutki, ale późno jest, więc nie mam jak pisać dalej :) 

poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 6

*****


 Po obiedzie ruszyłam w miejsce, które stało się moim drugim domem. Tak, chodzi o altankę. Usiadłam i zaczęłam machać nogami w rytm puszczanej w słuchawkach muzyki. Rozejrzałam się dookoła siebie. W moją stronę zmierzały Jessie i Grace. Widocznie za długo nie sparzały mi przykrości.
- A co królewna tak sama siedzi? - powiedziała Grace.
- Ciebie to najmniej powinno obchodzić. - odpowiedziałam jej szyderczym uśmiechem.
- Dziwadła już tak mają Grace. - zawtórowała druga.
- O co wam chodzi?
- Przecież widziałyśmy jak Philip cię spławia. Jesteś taka głupiutka. Przecież wiadomo było, że go nie poderwiesz.
- Wcale nie miałam zamiaru. 
Wbiłam wzrok w podłogę.
- Co księżniczka nam jeszcze powie? Może coś na temat tej swojej beznadziejnej grzywki? - Jess chwyciła ręką kosmyk moich włosów i pociągnęła w górę.
- Puść! To boli! - krzyknęłam.
- Stój, jak do ciebie mówię. - powiedziała.
Bałam się. Wcale nie było mi do śmichu. Nie wiedziałam co zamierzają mi zrobić. Zamknęłam oczy i zaczęłam ciężko dyszeć przygotowując się na to, że prawdopodobnie oberwę. Stało się nie inaczej. Zatoczyłam się po ziemi ocierając krew płynącą mi z wargi.
- I pamiętaj! Komuś o tym powiesz, a przyjdziemy znowu. Od Philipa trzymaj się lepiej z daleka ok?
Próbowałam wstać co niezbyt mi wychodziło. Łzy zasłaniały mi całkowicie widoczność. Byłam zdana na słuch.
- Ej, co wy robicie?!
Ten głos... Wiedziałam do kogo należał.
- Kait! O mój Boże nic ci nie jest?
Jessie i Grace uciekły ile sił w nogach. Chwilę później moja głowa leżała na czyiś kolanach. Myślałam, że to żart.
- Co się stało? - spytał Paul wycierając mi rękawem wargę. - One ci to zrobiły?
- Nie... Ja po prostu potknęłam się o słuchawki, a one tylko chciały pomóc. - skłamałam.
Wytarłam sobie oczy i zobaczyłam twarz Paula, który wyglądał na niepewnego.
- Skoro tak twierdzisz... Pomogę ci wstać.
- Nie, na prawdę nie trzeba. - wymigiwałam się.
- Nalegam. - zostawał przy swoim.
Poczułam jak unoszę się do góry.
- Bez przesady to tylko rozcięta warga. - powiedziałam
- Jak byłem mały to tata zawsze mi mówił, że o dziewczynki powinno się dbać. 
Puścił do mnie oczko, a ja się uśmiechnęłam.
- Powiadasz? W takim razie ta dziewczynka jest ci bardzo wdzięczna, pomimo, że jest w stanie chodzić o własnych siłach. - zaczęłam, rozbawiona całą sytuacją.
Nagle Paul się zatrzymał. Obróciłam głowę, żeby sprawdzić co się stało. Jakieś pół metra od nas stał Philip.
- Co ty u licha wyprawiasz?! - zapytał patrząc na Paula szeroko otwartymi oczami.
Zobaczyłam w nich gniew, a zarazem smutek. Jakby miał zamiar się rozpłakać, ale sam tego chciał. To nie ja ustawiałam reguły.
- To może wy pogadajcie, a ja już dalej sobie poradzę. Wielkie dzięki. - powiedziałam  i uścisnęłam Paula.
Ruszyłam wolnym krokiem oglądając się za siebie. Oni dwaj najwyraźniej wyglądali na skłóconych. Już nic z tego nie rozumiałam. Niestety prawo mówi, że nic nie może się wydarzyć w innym, niż akurat tym momencie. W drodze do pokoju spotkałam trenera.
- Jezu! Co ci się stało? - spytał.
- Wywróciłam się o słuchawki. - powtórzyłam to samo co Paulowi.
- Może pójdziemy to przemyć?- zaproponował wyglądając na zaniepokojonego.
- Nie, spokojnie. Mama dała mi całą apteczkę na wyjazd. - uśmiechnęłam się sztucznie.
- W takim razie, na treningu chcę widzieć, że to przemyłaś. - powiedział.
- Tak jest trenerze. - odparłam i ruszyłam po schodach na górę.
Przemyłam kranówką usta i przebrałam się w strój siatkarski. Po drodze na blok rozmawiałam z Sarą. 
- Ej stara co się działo dziś po obiedzie.
- Nie wiem o co ci chodzi. - powiedziałam.
- Najpierw Paul niesie cię na rękach, potem kłóci z Philipem, a teraz to? 
Wskazała na moją wargę.
- To Jess i Gr. 
Nie miałam już siły kłamać.
- Trzeba o tym powiedzieć trenerowi.
- Nie! Błagam cię, one mnie zabiją. Nie rób mi tego.
- Nie mamy wyjścia. Katie widzisz co się dzieje? Tego nie można lekceważyć. - zmartwiła się.
- Słuchaj dobra, ale następnym razem. - próbowałam pójść na kompromis.
- No dobra.
Udało się. Sara uległa, byłam w domu.
- A tak w ogóle to czemu Paul i Philip się pokłócili? - zmieniłam temat.
- O ciebie. Philipowi przeszkadzało, że ci pomagał.
- Niby czemu? Jego życie to nie moja sprawa. Chciał wojny, to ją ma. Poza tym Paul to tylko mój przyjaciel, więc tym bardziej tego nie rozumiem.
- Twój "przyjaciel" czuje coś więcej. - powiedziała puszczając oczko.
- Oj dziewczyno daj spokój. - przewróciłam oczami dla żartu.
Wychodząc zza zakrętu korytarza wpadł na nas Mike - kolega Sary.
- O siema. Sory nie zauważyłem was. - powiedział zdyszany.
- Gdzie tak pędzisz? - spytałyśmy i zaśmiałyśmy się.
- Zostawiłem picie w pokoju i muszę się wrócić. Ehhh cięzki los. - odparł i zdążył krzynąć tylko 'Ciau'. 
 Weszłyśmy na salę, ale nikogo na niej nie zastałyśmy.
- Gdzie są wszyscy? - zapytałam Sarę, ale jej twarz nie była bardziej zdziwiona od mojej.
- Nie mam pojęcia. - odparłam.
- O! Tu jesteście. - powiedział Pan Brown.
- Dziś ćwiczymy na dworze. Nikt wam nie powiedział?
- Nie, a kto rozgłaszał tą informację?
- Z tego co pamiętam zleciłem to Grace.
Spojrzałyśmy na siebie i jakby jednocześnie pomyślałyśmy 'I wszystko jasne'
- A jak tam twoja warga Kathlyn?
- Już lepiej, dziękuję. - uśmiechnęłam się.
- To dobrze. Idźcie już. Ja zaraz dołączę, tylko wezmę kosz z piłkami.
Posłusznie zmierzyłyśmy w kierunku wyjścia i poszłyśmy na boisko znajdujące się za ośrodkiem. Wszyscy już zaczęli rozgrzewkę. Rozciąganie i te sprawy.
- Hej Kait. - powiedział Paul.
- O Hej. - odparłam.
- Słuchaj, jest sprawa. Jutro wieczorem jest dyskoteka i tak sobie myślę, czy nie chciałabyś ze mną pójść.
- Wiesz... nie za bardzo lubię chodzić na imprezy.
- Też nie jestem z tego zadowolony, ale trener mówi, że to obowiązkowe i każdy musi być przynajmniej na dworze. 
- No ok. Skoro trzeba. Chętnie z tobą pójdę.
- Ufff już się bałem, że odmówisz. - powiedział uszczęśliwiony.
Trener przyniósł nam piłki i zaczęliśmy grę. Nie mogłam się skupić, bo Philip cały czas się na mnie gapił. Był jakiś dziwny, ale zwyczajnie to olałam.
**********************************************************************************************************
Haha specjalnie dla was dzisiaj dwa rozdziały. Mam nadzięję, że to docenicie :) cóż mogę jeszcze powiedzieć... zapraszam do komentowania :D
 

Rozdział 5

*****


- Co to miało znaczyć? Co ja zrobiłam? - w głowie kłębiły mi się myśli poczucia winy.
Nie mogłam tego tak zostawić. Odłożyłam bidon z wodą i podeszłam do Philipa. 
- O co chodzi? - spytałam, a moje usta drżały z niepewności.
- Nic, odczep się! - warknął, aż zrobiłam krok do tyłu.
- Co cię ugryzło? - walczyłam dalej.
- Matko dziewczyno weź się odwal. Kolejnego sobie znalazłaś? - powiedział mniej łagodnie niż przedtem.
- Kolejnego? O czym ty...
- Zamknij się nie słyszałaś?! W ogóle to żałuję, że cię poznałem.
Coś w środku mnie pękło. Poczułam jakby ktoś zadał mi prawego sierpowego na dodatek całą pokopał i przejechał ciężarówką. Łzy zaczęły napływać mi do oczu, więc obróciłam się na pięcie i odeszłam wolnym krokiem z powrotem siadając na ławce. Cała się trzęsłam. Czułam, że nie dam rady już grać, dlatego podeszłam do trenera z wymówką, że źle się czuję i czy mogłabym wrócić do pokoju. Jak tylko do niego dotarłam rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać.
- Czemu tak do mnie powiedział? Co zrobiłam nie tak? - myślałam przecierając kolejne łzy płynące strugami.
- Byłam pewna, że jest inny, że będzie spoko przyjacielem. A tu co? Wszyscy tacy sami! 
Poszłam do łazienki i sięgnęłam do kosmetyczki. Na samym wierzchu leżała wymienna żyletka do maszynki. Wzięłam ją do ręki i usiadłam na klapie sedesowej wpatrując się z metalowy przedmiot. Przyłożyłam ostrą część do nadgarstka, gdy nagle...
- Kait! Kait gdzie jesteś?
Odłożyłam szybko żyletkę, którą nie zdążyłam zrobić nacięcia na skórze.
- Tutaj. - odpowiedziałam na wołanie Sary.
- Co się sta... Kaithlyn czy ty płaczesz? - powiedziała obejmując mnie i robiąc równie posępną minę.
- Ja... Philip... zaczęłam mówić, ale szloch nie dawał mi dojść do głosu.
- Myślałam, że... jest inny... ale... ale wszyscy... s... są tacy sami.
Wybuchnęłam głośnym płaczem wtulając się w przyjaciółkę.
- Już ja mu dam! Niech tylko spróbuje się zbliżyć. Już teraz zaraz biegnę mu przyje***.
- Nie rób tego. Nie ma sensu. Już do nikogo więcej prócz ciebie nie zamierzam się odzywać.
- Masz rację, nie jest tego wart. - odsunęła mnie od siebie i poklepała po ramieniu.
- Ja już muszę wracać na trening. Trener pozwolił mi wyjść na chwilę, żeby sprawdzić jak się czujesz. Powiem, że rozbolała cię głowa.
- Dzięki jesteś wspaniała. - powiedziałam najlepiej jak tylko mogłam.
Zaraz po tym jak wyszła otworzyłam drzwi balkonowe. Było dosyć chłodno pomimo iż był kwiecień. Oparłam się o barierkę i zaczęłam obracać bransoletkę, z którą rzadko się rozstawałam. Była materiałowa w kolorze błękitnym zapinana na łańcuszku. Wiązało mi się z nią wiele wspomnień, to dlatego była dla mnie wyjątkowa. Wróciłam z powrotem do pokoju i zabrałam się za czytanie książki. Jakiś czas później usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam powoli. Na korytarzu stał Paul.
- Czego chcesz? - spytałam obojętnie.
- Widziałem jak wyszłaś z treningu i zastanawiałem się czy wszystko w porządku.
- Jak widzisz czuję się dobrze. - powiedziałam lekko zdziwiona.
Głupio tak było rozmawiać przez próg, więc zaprosiłam go do środka. Moja nieuwaga spowodowała niestety, że drzwi do łazienki były otwarte a centralnie na brzegu szafeczki leżała żyletka.
- Tak, właśnie widzę. - powiedział wskazując na metalowy przedmiot.
- Nie pocięłam się. - zapewniłam i podwinęłam obydwa rękawy do góry.
- Co się stało Philipowi? - zaczęłam temat, który najbardziej mnie interesował.
- Słucham?
- Słyszałeś.
- Nie wiem. Ten koleś tak ma. Olej go, nie jest tego wart, żeby kolejna osoba znosiła jego odpały. - stwierdził beznamiętnie.
- Aha. - przybrałam smętny wyraz twarzy i usiadłam na łóżku.
- Widziałeś może Sarę?
- Kogo?
- No tę dziewczynę, która siedziała obok mnie na ławce. 
- Tak, została jeszcze trochę pograć. A tak w ogóle to jak masz na imię?
- Kaithlyn. - powiedziałam.
- Miło cię poznać. W razie jakiś kłopotów mieszkam pod dziewiątką. 
Uśmiechnął się, a ja myślałam, że zwymiotuję. 
- Skąd ja to znam. - pomyślałam.
- To ja już się zmywam.
Ruszył w kierunku drzwi, a ja znów zostałam w pokoju sama. 

 Z powrotem wyszłam na balkon z nadzieją, że na zewnątrz dzieje się coś ciekawego. Wzięłam swój szkicownik i pastele i zaczęłam malować to co widziałam w swoich myślach. W mojej dłoni znajdowała się czarna kredka. Zamknęłam oczy i pozwoliłam by robiła swoje. Po jakimś czasie moje arcydzieło było skończone. Przedstawiało szkic Phila a na około niego znajdowała się czarna dziura. Zmięłam kartkę i rzuciłam nie zwracając uwagi na to, gdzie poleci. Położyłam głowę na blacie i zakryłam się rękoma. Płacz zdarzał mi się ostatnio dosyć często, ale dziś wyczerpałam już cały asortyment. Próbowałam myśleć o jakiś przyjemnych rzeczach, ale nic z tego. Podniosłam głowę i moim oczom ukazał się Philip. Stał zwyczajnie na balkonie jak gdyby nigdy nic. Wiedział, że tu jestem, dlatego specjalnie mnie ignorował. Byłam dla niego jak powietrze. Wstałam energicznie i podsunęłam krzesło.
- Widzę, że ustalasz reguły gry. - pomyślałam. - Pora zacząć rozgrywkę.
Spiorunowałam go wzrokiem i wróciłam do pokoju.
**********************************************************************************************************
Bardzo przepraszam, że tak późno, ale cóż... szkoła. Mam nadzieję, że się podobało, jutro pojawi się kolejny rozdzialik. :)

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 4

*****


 Plan na dzisiejszy dzień zapowiadał się następująco:
- 8:00 śniadanie
- 9:00-13:00 trening
- 14:30 obiad
- 15:30-17:30 trening
- 17:30-22:00 czas wolny

- Zajebiście. - pomyślałam zerkając na telefon. - Jest w pół do.
Zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Spojrzałam w lustro, od którego od razu odskoczyłam.
- Musisz nad sobą ostro popracować koleżanko. - powiedziałam w myślach.
Wzięłam szybki prysznic i założyłam czarne rurki wraz z bluzką, na której widniał napis "Breaking rules". Sara także już nie spała. Siedziała na łóżku rozmawiając przez telefon, chyba z mamą.
Zostało nam jeszcze dziesięć minut więc zalogowałam się na facebooka, ale nie zauważyłam tam nic ciekawego.
 Podążyłam wraz z Sarą krętym korytarzem w stronę stołówki. Większość była już na miejscu, w tym Philip, który nie sprawiał już wrażenia nieobecnego. Wręcz przeciwnie, gdy mnie zobaczył uśmiechnął się i pomachał. Odwzajemniłam gesty i usiadłam na przeciwko Sylvii.
- O której zaczyna się trening? - spytała zanim zdążyłam zrobić kanapkę.
- O 9:00. Nie dostaliście rozpiski? - odpowiedziałam.
- Dostałyśmy, ale Jessie gdzieś ją położyła i nie wiemy gdzie jest. - powiedziała beznamiętnie, jakby było to normalnością.
- Ok. - wyszeptałam nie wiedząc do kogo to kieruję.

Po śniadaniu mieliśmy godzinę przerwy, toteż postanowiłam spędzić ten czas w samotności. Altanka była świetnym miejscem.
- Katie idziemy do pokoju? - zawołała Sara, gdy zmieniłam kierunek.
- Chciałabym pobyć chwilę sama. - odparłam rzucając jej klucze.
- Jak wolisz. - powiedziała.
W jej głosie nie czuć było zawodu, ani smutku z tego powodu. Rozumiała mnie. Dlatego byłyśmy takie nierozłączne. 
 Usiadłam w altance i wyjęłam telefon oraz słuchawki i puściłam jedną z moich ulubionych piosenek Within Temptation - Forgiven. Zawsze przy niej płakałam, ale nie były to łzy smutku. Nie minęło dwadzieścia sekund a na moje spodnie skapnęła pierwsza kropla. Za nią druga, trzecia, czwarta... i na tym się skończyło. Teraz na policzkach zostały jedynie mokre ślady. Nagle poczułam jak czyjaś ręka chwyta moje ramię.
- Hej, mogę się dosiąść? 
Już znałam ten głos. Należał do Phila.
- Jasne siadaj. - powiedziałam szybko wycierając resztki łez o rękaw.
- Płakałaś. - stwierdził.
- Wcale nie. Po prostu coś wpadło mi do oka.
Nie brzmiało to przekonująco.
- Kłamiesz. - powiedział. - Widziałem.
Spojrzałam na niego. Nie był zły, wręcz przeciwnie. Uśmiechał się. Z moich oczu wymknęła się ostatnia łza.
- Masz trochę opóźnioną reakcję. - skierowałam tą myśl do kropelki spływającej mi po policzku.
- Mam cię. - powiedział.
- No dobra płakałam i co z tego?
- Zdradziłabyś mi powód? - spytał z troską.
- Lubię płakać. 
- Żartujesz. 
Wyczuł ironię w moim głosie i przetarł mi rękawem policzek.
- Słuchałam piosenki, przy której zawsze płaczę. Tak już mam, nic nie poradzę.
Pokiwał głową patrząc w podłogę.
- Jak działają twoje oczy? - spytał tak po prostu.
- Słucham?
- Zmieniają kolor na fioletowe.
- Ach to. Nie wiem. Tak po prostu jest, ale nienawidzę ich.
- Czemu?
- Bo odtrącają ode mnie ludzi. 
Po co ja mu to powiedziałam? Żeby kolejna osoba się odsunęła? Oczekiwałam na najgorsze.
- Ja uważam, że są piękne. - powiedział.
Zszokowało mnie. Żaden chłopak nigdy nie powiedział mi komplementu dotyczącego moich oczu.
- Ja... dzięki.
- Nie ma za co. Ja stwierdzam fakty. 
Zaśmiał się, a ja pchnęłam go lekko w ramię.
- Ile czasu trenujesz siatkówkę? - zapytałam.
- Będą ze cztery lata. - stwierdził po krótkim namyśle. - A ty?
- Trzy. A tak w ogóle to ile masz lat?
- A co? Nie lubisz starszych?
Zaśmiał się.
- Głupek.
Ponownie pchnęłam go w ramię. Jego uśmiech był zaraźliwy.
- 17, a ty?
- 54, a co nie lubisz starszych? - tym razem ja walnęłam ripostę.
- Lubię, ale Pani wygląda mi na 16.
- 10 punktów dla Gryffindoru! - krzyknęłam
- Ha ha ha, ale śmieszne. - powiedział
Wygłupialiśmy się tak aż do czasu treningu. Rozdzieliliśmy się przed drzwiami. Założyłam strój siatkarski, związałam włosy w kucyk i udałam się z Sarą na blok sportowy, który mieścił się po drugiej stronie ośrodka. Gdy tak szłyśmy zaczęłam rozmyślać.
- W sumie nie wszyscy chłopcy są tacy źli. Z niektórymi da się zaprzyjaźnić.
- Co się tak szczerzysz? - usłyszałam głos mojej przyjaciółki, która patrzyła na mnie jak na wariata. Zorientowałam się, że faktycznie się uśmiecham.
- Tak tylko... po prostu mam dobry humor. - odparłam.
- Jasne, jasne. Już ja cię znam. Czyżby to Philip zawrócił w głowie? 
Popatrzyła z zadziornym uśmiechem na twarzy.
- Daj spokój. To tylko kolega, nikt więcej.
- Taaa widziałam was przez okno jak rozmawialiście. So sweet. - powiedziała robiąc oczy słodkiego kociaka.
W odpowiedzi oberwała jedynie delikatnego kopniaka w łydkę.
 Weszłyśmy na salę tradycyjnie biorąc po jednej piłce.
- Dobra dziewczyny. Dziś poćwiczymy serwowanie i przebijanie, a później zagramy kilka meczyków. - powiedział trener.
Bardzo podobał mi się fakt, że jak na razie Jessie i Grace nie zwracały na mnie uwagi. Po chwili na sali zjawili się chłopcy, na co Monika nie zareagowała zbyt radośnie.
- A oni tu czego? - odezwała się do Leny, która stała za nią.
- Będą mieć z nami zajęcia. - odpowiedziała.
Lena się przeżegnała i wróciła do treningu. Była to dziewczyna o jasnej karnacji, blond włosach i zielonych oczach, jednak pierwszą rzeczą, jaka przykuwała uwagę były piegi rozsiane po całej twarzy. Jej rodzice podobnie jak ona byli gorliwymi katolikami, którzy modlili się przynajmniej trzy razy dziennie i praktycznie codziennie chodzili do kościoła. Ja też byłam katoliczką, podobnie jak większość dziewczyn z drużyny, ale ona była postrzegana z tej strony jako świr.

 Po dwóch godzinach Pan Brown ogłosił przerwę. Usiadłam na ławce, a obok mnie Philip.
- Wow nie wiedziałem, że tak super gracie. - powiedział zdyszany.
- Wy nie jesteście gorsi. - wtrąciła Sara, która zasiadła z mojej drugiej strony.
- Dzięki. 
Nagle ni stąd ni zowąd podszedł do nas chłopak, którego już parę razy widziałam.
- Philip, czy możemy pogadać na osobności? - powiedział zwracając się bezpośrednio do niego. Wyglądał jakby dopiero zorientował się, że tu siedzimy (ja i Sara), bo po chwili ciszy powiedział "Cześć, jestem Paul" i nie oczekując na odpowiedź ruszył z Philem na korytarz. Nie było ich jakieś piętnaście minut. Weszli na salę i stało się coś, czego nie rozumiałam. Philip popatrzył na mnie jakby chciał powiedzieć: "Zawiodłem się na tobie" i wrócił do ćwiczeń.
************************************************************************************************************
To już 4 rozdział, ale szybko zleciało :p Mam w sobie tyle energii do pisania, że mam nadzieję, że rozdziały będą pojawiać się codziennie, lub co dwa dni. Jeżeli chcielibyście dedyk wystarczy napisać w komentarzu. Jutro poniedziałek.... ehhh nie ma gorszego dnia ;)
 

sobota, 21 marca 2015

Rozdział 3

*****


 Korytarz był pusty. Wszyscy siedzieli już w pokojach i odpoczywali po podróży. Po cichu zeszłyśmy na dół po kręconych schodach. Natknęłyśmy się na trenera.
- A co wy tu robicie? - spytał zdziwiony.
- My... chciałyśmy odetchnąć świeżym powietrzem. - wydukałam.
- No dobrze dziewczynki, ale pamiętajcie, że niedługo obiad.
- Dobrze. - odpowiedziałyśmy chórem, co zdarzało nam się dosyć często.
Wyszłyśmy z ośrodka i podążyłyśmy chodnikiem w stronę altanki, która była pusta. Wreszcie mogłam zdjąć kaptur.
- No nareszcie dziewczyno! Bez niego ci o wiele ładniej. - powiedziała Sara szeroko się do mnie uśmiechając.
- Przecież wiesz, że nie mam innego wyjścia.
- A wyjaśnisz mi dlaczego?
- Po prostu... nie chcę się zadawać z żadnym chłopakiem.
- Rozumiem. - odpowiedziała o nic więcej nie pytając.
- A ty masz kogoś na oku? - rzuciłam zmieniając temat.
- Nie i chyba nie zamierzam mieć. 
- No to witam w klubie singielki. - zażartowałam i obydwie parsknęłyśmy śmiechem.
- Co robicie? - spytał jakiś obcy głos i o dziwo nie należał do damskich.
- A tak gadamy. - odparła Sara.
- Jak macie na imię piękności. - puścił do nas oczko.
- Ja jestem Sara, a to jest Katie.
- Miło was poznać, jestem Nick.
Cała zesztywniała siedziałam ciągle z kapturem na głowie i wbiłam wzrok w podłogę.
- Twoja koleżanka jakaś małomówna. 
Schylił się, żeby zobaczyć moją twarz. Napotkaliśmy swój wzrok.
- Ona... przyzwyczaja się do nowego miejsca. - zmyśliła Sara czując mój stres.
- Aaa ok. W razie jakiś kłopotów będziecie mile u mnie widziane. Mieszkam pod 15.
- Jak fajnie się złożyło. My mieszkamy pod 14.
W tym momencie moja przyjaciółka powiedziała coś, czego od razu pożałowała.
- To może wpadniecie do nas dziś wieczorem? - zaproponował Nick.
- Do 'nas'? - podniosłam głowę patrząc z przerażeniem.
- No tak. Dzielę pokój z takimi dwoma. 
- Aha. - odpowiedziałam załamana.
- A macie coś przeciwko?
- Nie. - wtrąciła Sara nie pytając mnie o zdanie. - Przyjdziemy.
- Super, to widzimy się później. - zadowolony ruszył w stronę ośrodka.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyknęłam do Sary.
- No co? Nie możesz wiecznie się kryć, a poza tym nawet ich nie znasz. Fajnie jest zawierać nowe przyjaźnie.
Miała trochę racji. 
- Nie ma się czego bać. Zdejmę kaptur i pójdę z moją przyjaciółką do ich pokoju. Najwyżej będę małomówna i chociaż założę okulary przeciwsłoneczne. - pomyślałam.
- Zgoda, ale tylko ten jeden raz.

 Za kilka minut miał być obiad, dlatego udałyśmy się na stołówkę. Chłopcy byli daleko, więc spokojnie mogłam zdjąć kaptur. Chwilę później przyszła do nas kelnerka niosąc nam garnek z zupą pomidorową. Zjadłam niewiele, bo z podróży została mi jeszcze kanapka, którą miałam zamiar zjeść na podwieczorek.
 Większość powoli zaczęła odchodzić od stolików. Zostało tylko parę osób, w tym ja, Sara i paru chłopaków, którzy z zaciekawieniem nam się przyglądali. Oparłam głowę o rękę starając się ukryć twarz. Kątem oka zobaczyłam, że wśród męskiej części siedział Philip, który siedział rozmarzony w ogóle się nami nie interesując.
- Całe szczęście. - pomyślałam.
Moja przyjaciółka skończyła już jeść, więc szybkim krokiem wróciłyśmy do pokoju. Położyłam się na łóżku, żeby odpocząć. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam.
 Gdy się obudziłam zauważyłam, że w pokoju nikogo nie było. Spojrzałam na zegarek. 15:05. Miałam jeszcze kilka godzin zanim pójdę do chłopaków, więc weszłam na facebooka. 
- Jedna nieodebrana wiadomość. - powiedziałam szeptem. - Od Phila.
*Hej, jak tam u ciebie? Ja jestem na obozie i na razie nic ciekawego się nie dzieje. Mój kolega-Nick zaprosił na dzisiejszy wieczór jakieś dwie dziewczyny. Pewnie będzie miał zamiar je podrywać. Cały on. Trochę mi się za tobą tęskni ;)*
 Praktycznie dostałam zawału. Czyli Philip mieszka w pokoju obok?! 
- Teraz nie mogę się już wycofać. - pomyślałam.
Oznaczyłam wiadomość jako nieprzeczytaną i zabrałam się za malowanie paznokci.

 Minęły już jakieś dwie godziny a Sary ciągle nie było w pokoju. Postanowiłam wysłać jej SMS.
*Gdzie jesteś?*
*Już u chłopaków choć do nas*
*A Philip jest?*
*Nie, gdzieś poszedł. To wbijasz?*
*Będę za chwilę.*
Schowałam telefon do kieszeni i założyłam na głowę okulary przeciwsłoneczne na wszelki wypadek gdyby zjawił się Phil. Zamknęłam drzwi i udałam się do pokoju obok.
- No jesteś nareszcie. - uśmiechnął się Nick.
- A nie miałyśmy przyjść do was wieczorem? - spytałam.
- Tak, ale powiedział żebyśmy wpadły wczesniej. Nie chciałam cię budzić więc poszłam sama.
- Ok. 
Usiadłam na łóżku obok Sary, a na przeciwko nas siedział Nick i jakiś inny chłopak.
- Hej, jestem David. - uśmiechnął się nieznajomy.
- Miło poznać. Kaithlyn. - odpowiedziałam podając rękę.
- A nie powinno być was trzech? - spytała Sara.
- Tak. Phil się nam gdzieś zawieruszył. Ostatnio non stop gada o jakiejś dziewczynie, chodzi z głową w chmurach. Ogólnie jakiś taki nieobecny.  
- Aha. - odpowiedziała.
Słońce powoli zachodziło, akurat z tej strony ośrodka, w którym się znajdowaliśmy. Miałam pretekst żeby założyć okulary.
- Co powiecie na to, żeby trochę potańczyć? - zaproponował David.
Spojrzałyśmy na siebie i kiwnęłyśmy głowami. Nick włączył ESKA TV i chwilę później szaleliśmy po pokoju, nawalając się poduszkami i śmiejąc z Nicka, który udawał pijanego. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy do pokoju wszedł Philip. Cicho podszedł do parapetu, na którym usiadł wyglądając przez okno.
- On ma dziewczynę? - pomyślałam, gdy zorientowałam się, ze jest pośród nas. - Podobno ciągle o jakiejś mówi.
 Poczułam ukłucie zazdrości, które szybko zignorowałam. Nie wiedziałam czy powinnam go pytać o takie rzeczy. Przecież mógł mnie rozpoznać. Ciekawość jednak wzięła górę, więc spięłam włosy gumką, którą zawsze nosiłam na ręku i potargałam grzywkę, gdyż nie miałam żadnej wsuwki, którą mogłam ją podpiąć dla lepszego kamuflażu. 
- Hej. - powiedziałam.
Odwrócił głowę w moją stronę.
- Cześć. - odpowiedział obojętnie.
Usiadłam obok niego na parapecie. 
- Nie rozpoznał mnie ufff. - pomyśłałam.
- O czym tak myślisz? - zapytałam.
- Nie ważne.
Chciałam go zmusić do zeznań.
- Ładna jest?
Tym razem spojrzał na mnie jak na jasnowidza.
- Skąd wiesz, że o niej myślałem?
- Kobieca intuicja.
Poprawiłam okulary, a on wciąż patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Jak ma na imię? - drążyłam temat.
- I tak pewnie jej nie znasz.
- A może jednak? - zostawałam przy swoim.
- Kaithlyn. - odpowiedział.
Wmurowało mnie w parapet. Czy byłam dla niego taka ważna, żeby rozmyślał o mnie całymi dniami? Zazwyczaj inni umawiali się ze mną tylko na raz, potem byłam bezuzyteczna, a innych odstraszałam oczami.
- Na pewno nie o mnie mowa. - pomyślałam. - Muszę się upewnić.
- Jak wygląda?
- To najpiękniejsza dziewczyna jaką widziałem. - powiedział. - Ma takie śliczne oczy, a jak się spojrzy pod słońce to zmieniają kolor na fioletowe.
 W tym momencie byłam pewna, że chodzi o mnie.
- Ma też podobną grzywkę do twojej tylko trochę inaczej ułożoną.
- Lubisz ją? - spytałam.
- Bardzo. Chyba jeszcze żadna dziewczyna nie zrobiła na mnie takiego wrażenia.
- Ale nic do niej nie czujesz?
- Na razie za krótko się znamy żebym mógł to stwierdzić.
- Czy to mogła być prawda? Czy on jest inny? - zastanawiałam się.
- Kaithlyn Thompson. - powiedziałam.
- Co?
- Tak ma na nazwisko. 
- Skąd wiesz?
Znów byłam dla niego jasnowidzem. Uśmiechnęłam się i zdjęłam gumkę z włosów, a potem to samo zrobiłam z okularami.
- A znam taką jedną.
Patrzył na mnie kilkakrotnie przecierając oczy.
- Nie wierzę.
Dotknął mojego ramienia, żeby sprawdzić, czy nie jestem duchem.
- Jestem prawdziwa. - zaśmiałam się.
- Ja... ja ten tego... 
Nie wiedział co gadać.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że ty też jedziesz?
Nie mogłam powiedzieć prawdy, bo by mnie wyśmiał, ale nie byłam w stanie wymyślić jakiegokolwiek kłamstwa. Wzruszyłam tylko ramionami.
- Wszystko co usłyszałaś... zapomnij o tym. - wyjąkał zakłopotany.
- Mieszkam w pokoju obok, w razie chciałbyś pogadać.
- Jasne! - odparł uszczęśliwiony.
- Ok, to ja się już zbieram.
Zobaczyłam jak przyjaciółka daje mi sygnał do wyjścia.
- Spoko, to do jutra.
Uśmiechnęłam się tylko i wyszłam z pokoju nie odwracając się.
****************************************************************************************************************
A oto kolejny rozdzialik :) Mam wenę, więc tak jak obiecałam rozdziały będą dłuższe. Ten dedykuję mojej przyjaciółce Lenie. Jeśli czekacie na ciąg dalszy nie zapomnijcie napisać w komentarzu. Pozdrawiam ;D