*****
- Co to miało znaczyć? Co ja zrobiłam? - w głowie kłębiły mi się myśli poczucia winy.
Nie mogłam tego tak zostawić. Odłożyłam bidon z wodą i podeszłam do Philipa.
- O co chodzi? - spytałam, a moje usta drżały z niepewności.
- Nic, odczep się! - warknął, aż zrobiłam krok do tyłu.
- Co cię ugryzło? - walczyłam dalej.
- Matko dziewczyno weź się odwal. Kolejnego sobie znalazłaś? - powiedział mniej łagodnie niż przedtem.
- Kolejnego? O czym ty...
- Zamknij się nie słyszałaś?! W ogóle to żałuję, że cię poznałem.
Coś w środku mnie pękło. Poczułam jakby ktoś zadał mi prawego sierpowego na dodatek całą pokopał i przejechał ciężarówką. Łzy zaczęły napływać mi do oczu, więc obróciłam się na pięcie i odeszłam wolnym krokiem z powrotem siadając na ławce. Cała się trzęsłam. Czułam, że nie dam rady już grać, dlatego podeszłam do trenera z wymówką, że źle się czuję i czy mogłabym wrócić do pokoju. Jak tylko do niego dotarłam rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać.
- Czemu tak do mnie powiedział? Co zrobiłam nie tak? - myślałam przecierając kolejne łzy płynące strugami.
- Byłam pewna, że jest inny, że będzie spoko przyjacielem. A tu co? Wszyscy tacy sami!
Poszłam do łazienki i sięgnęłam do kosmetyczki. Na samym wierzchu leżała wymienna żyletka do maszynki. Wzięłam ją do ręki i usiadłam na klapie sedesowej wpatrując się z metalowy przedmiot. Przyłożyłam ostrą część do nadgarstka, gdy nagle...
- Kait! Kait gdzie jesteś?
Odłożyłam szybko żyletkę, którą nie zdążyłam zrobić nacięcia na skórze.
- Tutaj. - odpowiedziałam na wołanie Sary.
- Co się sta... Kaithlyn czy ty płaczesz? - powiedziała obejmując mnie i robiąc równie posępną minę.
- Ja... Philip... zaczęłam mówić, ale szloch nie dawał mi dojść do głosu.
- Myślałam, że... jest inny... ale... ale wszyscy... s... są tacy sami.
Wybuchnęłam głośnym płaczem wtulając się w przyjaciółkę.
- Już ja mu dam! Niech tylko spróbuje się zbliżyć. Już teraz zaraz biegnę mu przyje***.
- Nie rób tego. Nie ma sensu. Już do nikogo więcej prócz ciebie nie zamierzam się odzywać.
- Masz rację, nie jest tego wart. - odsunęła mnie od siebie i poklepała po ramieniu.
- Ja już muszę wracać na trening. Trener pozwolił mi wyjść na chwilę, żeby sprawdzić jak się czujesz. Powiem, że rozbolała cię głowa.
- Dzięki jesteś wspaniała. - powiedziałam najlepiej jak tylko mogłam.
Zaraz po tym jak wyszła otworzyłam drzwi balkonowe. Było dosyć chłodno pomimo iż był kwiecień. Oparłam się o barierkę i zaczęłam obracać bransoletkę, z którą rzadko się rozstawałam. Była materiałowa w kolorze błękitnym zapinana na łańcuszku. Wiązało mi się z nią wiele wspomnień, to dlatego była dla mnie wyjątkowa. Wróciłam z powrotem do pokoju i zabrałam się za czytanie książki. Jakiś czas później usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam powoli. Na korytarzu stał Paul.
- Czego chcesz? - spytałam obojętnie.
- Widziałem jak wyszłaś z treningu i zastanawiałem się czy wszystko w porządku.
- Jak widzisz czuję się dobrze. - powiedziałam lekko zdziwiona.
Głupio tak było rozmawiać przez próg, więc zaprosiłam go do środka. Moja nieuwaga spowodowała niestety, że drzwi do łazienki były otwarte a centralnie na brzegu szafeczki leżała żyletka.
- Tak, właśnie widzę. - powiedział wskazując na metalowy przedmiot.
- Nie pocięłam się. - zapewniłam i podwinęłam obydwa rękawy do góry.
- Co się stało Philipowi? - zaczęłam temat, który najbardziej mnie interesował.
- Słucham?
- Słyszałeś.
- Nie wiem. Ten koleś tak ma. Olej go, nie jest tego wart, żeby kolejna osoba znosiła jego odpały. - stwierdził beznamiętnie.
- Aha. - przybrałam smętny wyraz twarzy i usiadłam na łóżku.
- Widziałeś może Sarę?
- Kogo?
- No tę dziewczynę, która siedziała obok mnie na ławce.
- Tak, została jeszcze trochę pograć. A tak w ogóle to jak masz na imię?
- Kaithlyn. - powiedziałam.
- Miło cię poznać. W razie jakiś kłopotów mieszkam pod dziewiątką.
Uśmiechnął się, a ja myślałam, że zwymiotuję.
- Skąd ja to znam. - pomyślałam.
- To ja już się zmywam.
Ruszył w kierunku drzwi, a ja znów zostałam w pokoju sama.
Z powrotem wyszłam na balkon z nadzieją, że na zewnątrz dzieje się coś ciekawego. Wzięłam swój szkicownik i pastele i zaczęłam malować to co widziałam w swoich myślach. W mojej dłoni znajdowała się czarna kredka. Zamknęłam oczy i pozwoliłam by robiła swoje. Po jakimś czasie moje arcydzieło było skończone. Przedstawiało szkic Phila a na około niego znajdowała się czarna dziura. Zmięłam kartkę i rzuciłam nie zwracając uwagi na to, gdzie poleci. Położyłam głowę na blacie i zakryłam się rękoma. Płacz zdarzał mi się ostatnio dosyć często, ale dziś wyczerpałam już cały asortyment. Próbowałam myśleć o jakiś przyjemnych rzeczach, ale nic z tego. Podniosłam głowę i moim oczom ukazał się Philip. Stał zwyczajnie na balkonie jak gdyby nigdy nic. Wiedział, że tu jestem, dlatego specjalnie mnie ignorował. Byłam dla niego jak powietrze. Wstałam energicznie i podsunęłam krzesło.
- Widzę, że ustalasz reguły gry. - pomyślałam. - Pora zacząć rozgrywkę.
Spiorunowałam go wzrokiem i wróciłam do pokoju.
**********************************************************************************************************
Bardzo przepraszam, że tak późno, ale cóż... szkoła. Mam nadzieję, że się podobało, jutro pojawi się kolejny rozdzialik. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz