niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 4

*****


 Plan na dzisiejszy dzień zapowiadał się następująco:
- 8:00 śniadanie
- 9:00-13:00 trening
- 14:30 obiad
- 15:30-17:30 trening
- 17:30-22:00 czas wolny

- Zajebiście. - pomyślałam zerkając na telefon. - Jest w pół do.
Zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Spojrzałam w lustro, od którego od razu odskoczyłam.
- Musisz nad sobą ostro popracować koleżanko. - powiedziałam w myślach.
Wzięłam szybki prysznic i założyłam czarne rurki wraz z bluzką, na której widniał napis "Breaking rules". Sara także już nie spała. Siedziała na łóżku rozmawiając przez telefon, chyba z mamą.
Zostało nam jeszcze dziesięć minut więc zalogowałam się na facebooka, ale nie zauważyłam tam nic ciekawego.
 Podążyłam wraz z Sarą krętym korytarzem w stronę stołówki. Większość była już na miejscu, w tym Philip, który nie sprawiał już wrażenia nieobecnego. Wręcz przeciwnie, gdy mnie zobaczył uśmiechnął się i pomachał. Odwzajemniłam gesty i usiadłam na przeciwko Sylvii.
- O której zaczyna się trening? - spytała zanim zdążyłam zrobić kanapkę.
- O 9:00. Nie dostaliście rozpiski? - odpowiedziałam.
- Dostałyśmy, ale Jessie gdzieś ją położyła i nie wiemy gdzie jest. - powiedziała beznamiętnie, jakby było to normalnością.
- Ok. - wyszeptałam nie wiedząc do kogo to kieruję.

Po śniadaniu mieliśmy godzinę przerwy, toteż postanowiłam spędzić ten czas w samotności. Altanka była świetnym miejscem.
- Katie idziemy do pokoju? - zawołała Sara, gdy zmieniłam kierunek.
- Chciałabym pobyć chwilę sama. - odparłam rzucając jej klucze.
- Jak wolisz. - powiedziała.
W jej głosie nie czuć było zawodu, ani smutku z tego powodu. Rozumiała mnie. Dlatego byłyśmy takie nierozłączne. 
 Usiadłam w altance i wyjęłam telefon oraz słuchawki i puściłam jedną z moich ulubionych piosenek Within Temptation - Forgiven. Zawsze przy niej płakałam, ale nie były to łzy smutku. Nie minęło dwadzieścia sekund a na moje spodnie skapnęła pierwsza kropla. Za nią druga, trzecia, czwarta... i na tym się skończyło. Teraz na policzkach zostały jedynie mokre ślady. Nagle poczułam jak czyjaś ręka chwyta moje ramię.
- Hej, mogę się dosiąść? 
Już znałam ten głos. Należał do Phila.
- Jasne siadaj. - powiedziałam szybko wycierając resztki łez o rękaw.
- Płakałaś. - stwierdził.
- Wcale nie. Po prostu coś wpadło mi do oka.
Nie brzmiało to przekonująco.
- Kłamiesz. - powiedział. - Widziałem.
Spojrzałam na niego. Nie był zły, wręcz przeciwnie. Uśmiechał się. Z moich oczu wymknęła się ostatnia łza.
- Masz trochę opóźnioną reakcję. - skierowałam tą myśl do kropelki spływającej mi po policzku.
- Mam cię. - powiedział.
- No dobra płakałam i co z tego?
- Zdradziłabyś mi powód? - spytał z troską.
- Lubię płakać. 
- Żartujesz. 
Wyczuł ironię w moim głosie i przetarł mi rękawem policzek.
- Słuchałam piosenki, przy której zawsze płaczę. Tak już mam, nic nie poradzę.
Pokiwał głową patrząc w podłogę.
- Jak działają twoje oczy? - spytał tak po prostu.
- Słucham?
- Zmieniają kolor na fioletowe.
- Ach to. Nie wiem. Tak po prostu jest, ale nienawidzę ich.
- Czemu?
- Bo odtrącają ode mnie ludzi. 
Po co ja mu to powiedziałam? Żeby kolejna osoba się odsunęła? Oczekiwałam na najgorsze.
- Ja uważam, że są piękne. - powiedział.
Zszokowało mnie. Żaden chłopak nigdy nie powiedział mi komplementu dotyczącego moich oczu.
- Ja... dzięki.
- Nie ma za co. Ja stwierdzam fakty. 
Zaśmiał się, a ja pchnęłam go lekko w ramię.
- Ile czasu trenujesz siatkówkę? - zapytałam.
- Będą ze cztery lata. - stwierdził po krótkim namyśle. - A ty?
- Trzy. A tak w ogóle to ile masz lat?
- A co? Nie lubisz starszych?
Zaśmiał się.
- Głupek.
Ponownie pchnęłam go w ramię. Jego uśmiech był zaraźliwy.
- 17, a ty?
- 54, a co nie lubisz starszych? - tym razem ja walnęłam ripostę.
- Lubię, ale Pani wygląda mi na 16.
- 10 punktów dla Gryffindoru! - krzyknęłam
- Ha ha ha, ale śmieszne. - powiedział
Wygłupialiśmy się tak aż do czasu treningu. Rozdzieliliśmy się przed drzwiami. Założyłam strój siatkarski, związałam włosy w kucyk i udałam się z Sarą na blok sportowy, który mieścił się po drugiej stronie ośrodka. Gdy tak szłyśmy zaczęłam rozmyślać.
- W sumie nie wszyscy chłopcy są tacy źli. Z niektórymi da się zaprzyjaźnić.
- Co się tak szczerzysz? - usłyszałam głos mojej przyjaciółki, która patrzyła na mnie jak na wariata. Zorientowałam się, że faktycznie się uśmiecham.
- Tak tylko... po prostu mam dobry humor. - odparłam.
- Jasne, jasne. Już ja cię znam. Czyżby to Philip zawrócił w głowie? 
Popatrzyła z zadziornym uśmiechem na twarzy.
- Daj spokój. To tylko kolega, nikt więcej.
- Taaa widziałam was przez okno jak rozmawialiście. So sweet. - powiedziała robiąc oczy słodkiego kociaka.
W odpowiedzi oberwała jedynie delikatnego kopniaka w łydkę.
 Weszłyśmy na salę tradycyjnie biorąc po jednej piłce.
- Dobra dziewczyny. Dziś poćwiczymy serwowanie i przebijanie, a później zagramy kilka meczyków. - powiedział trener.
Bardzo podobał mi się fakt, że jak na razie Jessie i Grace nie zwracały na mnie uwagi. Po chwili na sali zjawili się chłopcy, na co Monika nie zareagowała zbyt radośnie.
- A oni tu czego? - odezwała się do Leny, która stała za nią.
- Będą mieć z nami zajęcia. - odpowiedziała.
Lena się przeżegnała i wróciła do treningu. Była to dziewczyna o jasnej karnacji, blond włosach i zielonych oczach, jednak pierwszą rzeczą, jaka przykuwała uwagę były piegi rozsiane po całej twarzy. Jej rodzice podobnie jak ona byli gorliwymi katolikami, którzy modlili się przynajmniej trzy razy dziennie i praktycznie codziennie chodzili do kościoła. Ja też byłam katoliczką, podobnie jak większość dziewczyn z drużyny, ale ona była postrzegana z tej strony jako świr.

 Po dwóch godzinach Pan Brown ogłosił przerwę. Usiadłam na ławce, a obok mnie Philip.
- Wow nie wiedziałem, że tak super gracie. - powiedział zdyszany.
- Wy nie jesteście gorsi. - wtrąciła Sara, która zasiadła z mojej drugiej strony.
- Dzięki. 
Nagle ni stąd ni zowąd podszedł do nas chłopak, którego już parę razy widziałam.
- Philip, czy możemy pogadać na osobności? - powiedział zwracając się bezpośrednio do niego. Wyglądał jakby dopiero zorientował się, że tu siedzimy (ja i Sara), bo po chwili ciszy powiedział "Cześć, jestem Paul" i nie oczekując na odpowiedź ruszył z Philem na korytarz. Nie było ich jakieś piętnaście minut. Weszli na salę i stało się coś, czego nie rozumiałam. Philip popatrzył na mnie jakby chciał powiedzieć: "Zawiodłem się na tobie" i wrócił do ćwiczeń.
************************************************************************************************************
To już 4 rozdział, ale szybko zleciało :p Mam w sobie tyle energii do pisania, że mam nadzieję, że rozdziały będą pojawiać się codziennie, lub co dwa dni. Jeżeli chcielibyście dedyk wystarczy napisać w komentarzu. Jutro poniedziałek.... ehhh nie ma gorszego dnia ;)
 

2 komentarze:

  1. Szczerze powiedziawszy to robi się ciekawie :) Dzisiaj będzie???
    +♥♥♥♥♥♥♥♥
    +♥♥+..+*♥♥♥♥♥
    +♥♥+...+*♥♥♥♥♥
    +♥♥+...+*♥♥♥♥♥
    +♥♥+...+*♥♥♥♥♥
    +♥♥+...+*♥♥♥♥♥
    +♥♥+...+*♥♥♥♥♥
    +♥♥+...+*♥♥♥♥♥
    +♥♥+...+*♥♥♥♥♥
    +♥♥+...+*♥♥♥♥♥
    +♥♥+...+*♥♥♥♥♥
    +♥♥+...+*♥♥♥♥♥
    +♥♥♥♥♥♥♥♥ - Phillip

    OdpowiedzUsuń